Opowiastka okolicznościowa z dedykacją - ciąg dalszy.
#2
Zebranie dyrekcji trwało jeszcze parę minut, zanim dyrektorzy rozeszli się na swoje lekcje. Morgan, zaniepokojony perspektywą sprawdzania higieny w Lumosie, nie mógł się skupić na wykładaniu symboliki numerów.
— Przepraszam was — powiedział, gdy zamiast ósemki zapisał na tablicy symbol nieskończoności. — To wszystko przez tę piekielną inspekcję.
I w ten sposób rozszerzona grupa z Numerologii klasy II dowiedziała się o groźbie Magicznego Sanitariatu. A znając drogę szkolnej plotki, już przed obiadem wszyscy w szkole wymieniali się plotkami na temat tej instytucji.
— Podobno Winsford zamknęli przez to, że mieli tam hodowlę szczurów — szeptała z przejęciem Lorena Malignanti, próbując nie dźgnąć się widelcem w oko. — Bo wiecie, Riddley potrzebuje ich do Eliksirów, a Hale do Transmutacji, no i oni powiedzieli, że to niehigieniczne...
— Aj tam, jakby się czepiali, to damy im popalić — odparła Christy Green, zajadając swój makaron. — Poza tym, Lumos jest czysty, prawda?
— Do paru rzeczy mogliby się przyczepić — powiedział Josh Hill, który akurat pojawił się przy stole Puchonów. Pocałował Christy w policzek i usiadł obok niej. — Ale pewnie tylko dadzą im rady, co poprawić i sobie pojadą. Bez sensu byłoby zamykać Lumosa. I co z nami, wszyscy byśmy mieli wakacje? E tam — machnął ręką. — Lepiej daj mi trochę tego swojego makaronu, bo znowu Jasmine moją miską rzuciła w Nicolasa. Podrywa go czy coś.
— Ooo… — zaszumiał stół.
Pod koniec dnia uczniowie przestali się już przejmować inspekcją, w zamian zajęli się zaś pracami domowymi i pół-legalnymi imprezami. Trzeba wam wiedzieć, że w Instytucie Lumos wprawdzie oficjalnie tępiono wszelkiego rodzaju rozrywki z użyciem alkoholu i innych używek, ale każdy, kto był bardziej zorientowany w sprawach międzydomowych i relacji uczniowsko-nauczycielskich, wiedział że nawet najbardziej opornego opiekuna można było przekupić piwem kremowym. A w większości przypadków wystarczyło po prostu być cicho i nie robić większych głupstw niż zmiana kolorów pokoju wspólnego na różowo-fioletowe.
Tak się złożyło, że akurat trwały przygotowania do obchodów osiemnastych urodzin Vivienne Aubrey Nott. Właściwie to obchodziła je we wtorek, ale ciężko było zorganizować dla niej imprezę z iście gryfońskim rozmachem przy zachowaniu trzeźwości umysłu następnego dnia. Wielu w Lumosie ją ceniło i poważało, dlatego też spodziewano się tłumów w Pokoju Wspólnym — nie tylko Gryfonów. Logistyką imprezy zajęli się więc Anna odhaczająca kolejne listy „to–do” i Alfea ze Slytherinu, organizująca podziemny transport alkoholu z pobliskiej wioski magicznej do zamku, a nieoficjalne rady podrzucał im Federico Castillo, który mógł się popisać historiami wielu pokoleń studentów i ich sposobami na omijanie zakazów wszelkiego rodzaju.
Dlatego też w Pokoju Wspólnym Gryffindoru od paru dni dzień i noc wrzało. W dzień były to hałasy zwykłych rozmów, a w nocy rzeczy mniej legalnych. I dlatego też Gryfoni nie zwrócili większej uwagi na przybycie inspektora z Magicznego Sanitariatu. A przybył on niepozornie. Pewnej deszczowej nocy zapukał do bram zamku. Woźny go wpuścił, patrząc nieufnie na przybysza i zaprowadził do gabinetu dyrekcji. Po drodze inspektor, oglądając korytarze i portrety, mruczał pod nosem rzeczy typu „ile tu kurzu!” czy „ojej, czy ktoś czyści te ramy?”. Woźny pomijał je milczeniem, chociaż ubodło to nieco jego dumę osobistą. Nawet gdy osobliwy gość zatrzymał się przy jednej ze średniowiecznych zbroi i przetarł ją ręką, po czym obejrzał kurz na swoich palcach z dezaprobatą, nie doszło do żadnej wymiany zdań.
Morgan, który akurat tej nocy do późna ślęczał nad raportem finansowym, był zaskoczony, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
— Proszę! — krzyknął, wstając zza biurka.
Drzwi się uchyliły, a do środka wszedł nieznajomy mu osobnik, a za nim podreptał woźny.
— Pan inspektor — rzekł głośno i wyraźnie, akcentując każdą sylabę, jak to miał w zwyczaju.
— Dziękuję za przyprowadzenie naszego gościa, Argusie — powiedział Mateo. — Jestem ci wdzięczny.
— To moja robota — odparł woźny. — Już państwu nie przeszkadzam. — rzekłszy to, skłonił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nieco zbyt głośno, jak na gust Morgana. Jednak nie miał teraz czasu, aby karcić pracownika.
— Mateo Morgan, dyrektor główny — odwrócił się do inspektora, wyciągając do niego dłoń. — Miło mi pana gościć w progach Instytutu Lumos.
— Beau Clermont, młodszy inspektor do spraw kontroli przestrzegania norm w Departamencie Edukacji — wyrecytował prawie-że jednym tchem. — Mam nadzieję, że będzie się nam miło współpracowało — dodał, wyciągając także i swoją dłoń. Panowie uścisnęli sobie ręce, po czym numerolog wskazał gościowi miejsce za biurkiem umiejscowionym w kącie.
CDN.
Gryffoni imprezują! To źle xd
OdpowiedzUsuńAle czekam na kolejne części!
Więcej chcę więcej! :3
OdpowiedzUsuńJA CHCE WIĘCEJ !!! JA CHCE WIĘCEJ !!! JA CHCE WIĘCEJ !!!
OdpowiedzUsuń~ Gal Anonim xD
by Christy Green xD
Szybciej dodawajcie dalsze czesci! :D
OdpowiedzUsuń~Bells xD
Przecież nie wrzucę wszystkiego za jednym razem! Części są umieszczane co dwa dni, to chyba dobre wyjście. ;c
UsuńAwansowałem na dyrektora głównego. xD
OdpowiedzUsuńUważaj jak Mordzia to przeczyta! *-*
OdpowiedzUsuńCzęści króciutkie, ale często dodawane. To dobrze, nie zapomnimy, co się działo we wcześniejszych odcinkach ;3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świetnie się zapowiada.
Najbardziej podobała mi się rozmowa uczniów przy stole xD No i oczywiście JA *o*
Być w gazecie - TYLE FEJMU *o* XD
No właśnie xD Co powiedzą inni dyrektorzy? xD