Z okazji Dnia Zakochanych, Dnia Miłości lub Dnia Chorych Psychicznie (niepotrzebne skreślić) życzymy wszystkim dużo szczęścia, radości i ogólnie mnóstwo miłości!
A on znowu w książkach. Dnia bez nich nie potrafi wytrzymać! Cały dzień nic, tylko czyta. A ja też chcę odrobiny uwagi. W końcu jesteśmy razem już od dłuższego czasu. Miałam ochotę wziąć tę książkę i wyrzucić do kominka.
Mruknęłam coś pod nosem i podeszłam do fotela, na którym siedział Rafael. Pochyliłam się od tyłu i oplotłam jego szyję ramionami.
- Hej! - Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go w policzek. Jak nie zwraca na mnie uwagi, to trzeba tę uwagę zwrócić siłą. Albo sprytem. - Coś ciekawego? - zapytałam z udawanym zainteresowaniem.
Ukochany odwrócił na mnie swój wzrok, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.
- Początki Magii według Milicendy Absford. Całkiem ciekawe i daje nowy pogląd na historię. Chcesz przeczytać? Pewnie dzisiaj skończę... - Gdy tylko odłożył książkę na bok, usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się w jego tors.
O tak, brakowało mi tego jak niczego innego. Tylko przy nim czułam się taka bezpieczna.
- Nie, dzięki. Wolę się trochę poprzytulać z tobą. - Zachichotałam cicho i musnęłam jego szyję swoimi wargami. - Tęskniłam za tobą - wyszeptałam i zacisnęłam dłonie w pięści na jego koszuli.
- Juliet... Moja najdroższa Juliet... - Zaśmiał się cicho, obejmując mnie i przyciągając do siebie. – Jesteś zazdrosna o książkę? To nie wiesz, że już znalazłem miłość swojego życia i to jesteś ty? - Pochylił głowę tak, że stykaliśmy się czołami. – Kocham cię, maleńka.
- A ja ciebie, mój ty molu książkowy. - Pocałowałam go w nos i przymknęłam oczy, uspokajając się pod wpływem samej jego obecności tuż obok.
Dom mój tam, gdzie on jest, bo tylko jego potrzebuję do szczęścia.
- Juliet... - zaczął niepewnie, lecz po chwili urwał.
Widać było, że bił się z myślami, jakby nie wiedział, czy może to powiedzieć.
- Tak? - zapytałam łagodnie, chcąc go jakoś zachęcić.
- Ja wiem, że powinienem zrobić to w innej okoliczności, ale ja już nie potrafię. Nie chcę żyć w niepewności. - Wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko. Otworzył je, pokazując jego zawartość. - Juliet Hale, miłości mego życia, czy wyjdziesz za mnie?
Dla Ofineusa napisała,
Alfea Redflames
Juliet Hale, moja córko, nie zgadzaj się. Ten głupiec nie dał mi jeszcze owiec za Ciebie! >.<
OdpowiedzUsuńSłodkie. :)
OdpowiedzUsuńRzygam tęczą, ale ZGÓDŹ SIĘ. <3
OdpowiedzUsuńDajcie miskę, bo będzie zarzygana cała redakcja x.x
OdpowiedzUsuńMi też dajcie miskę ...
Usuń" - Nie, dzięki. Wolę się trochę poprzytulać z tobą." te zdanie tak płytko mnie zobrazowało..
UsuńOgólnie Alfea bardzo ładne!:* ale no cóż... sama wiesz...
*daje im wszystkim miskę*
Usuń*otwiera stanowisko dawania misek*
:(
Och, rzygam bardzo tęczowo tęczową tęczą :3
OdpowiedzUsuńSiostro, za dużo cukru w organizmie podczas pisania :C Let's try again! :D
Ale właśnie o to chodzi! To ma wypływać słodkim, aż będzie całe morze! To ma rzygać tęczą :3
OdpowiedzUsuń~Alfea
Ale zaprosicie mnie na ślub? :3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie walę tynkowe, więc rzyganie tęczą uzasadnione. A tak poza tym to słodko *-*
Tylko mało... ;c
Alf, pisz :*
Alf, jak tak, to swą rolę spełniło idealnie! Pisz dalej, siostro ♥
OdpowiedzUsuń