poniedziałek, 17 lutego 2014

WASZA TWÓRCZOŚĆ #1

Instytut Lumos to nie tylko siedziba wybitnych osobistości, ale także miejsce, gdzie młode talenty mają okazję się wybić! Jesteśmy szkołą z przyszłością i możliwościami. A oto prace, które przygotowali uczniowie (i nie tylko) naszej placówki!


Wolność. Czy istnieje coś takiego? Czy to może tylko nasze wyobrażenia? Wiecznie od czegoś zależni. Od pieniędzy. Od ludzi. Od technologii. Chociaż dla nas to bez znaczenia. Podobno żyjemy po to, by służyć. Kupieni jako dzieci, wychowani przez baty i kopniaki. Najszczęśliwsze chwile to te podczas snu, gdzie możemy marzyć o normalnym świecie. Ale po co? Żeby obudzić się w szarej rzeczywistości, gdzie jesteśmy kimś gorszym od śmieci? Gdzie nasze życie nie jest warte nawet grosza? Przestałam śnić jako dziecko. Wystarczyło mi piekło życia, nie chciałam jeszcze stracić marzeń. Zachowałam je na przyszłość, kiedy będę mogła sobie na nie pozwolić.

- Tu jesteś! - do mojego pokoju, a raczej celi, wpadł Amis. Niski, gruby mężczyzna z kawałkiem kurczaka w ręce i gębą, która bardziej przypominała kluskę niż twarz człowieka, był moim panem. To jemu usługiwałam i spełniałam każdy rozkaz. Nie znał litości. Wielokrotnie nagradzał mnie batami jedynie dlatego, że doskwierała mu nuda. Zawsze, gdy go widziałam, tłuszcz z jedzenia spływał po jego brodzie, a resztki jedzenia, wypluwane przez niego podczas mówienia, osadzały się na mojej twarzy. Wstręt i obrzydzenie do niego nigdy mnie nie opuszczało. Tak bardzo chciałam, żeby zniknął, albo sprzedał mnie komuś innemu. Komuś, kto będzie lepszy. Bałam się sprzeciwić. Zbyt często widziałam, jak zabijał swoje sługi bez mrugnięcia okiem. To utwierdzało nas w przekonaniu, że jesteśmy niczym. Nie odważyłam się.

Chwycił mnie za włosy i szarpnął, bym na niego spojrzała. Spuściłam wzrok. Dla niego nie byliśmy godni, by spojrzeć w jego oblicze.

- Panie... -zaczęłam posłusznie. Przez tyle lat nauczyłam się jak zachowywać się w jego pobliżu. Może i w myślach zabijałam go wielokrotnie każdego dnia i to na wiele różnorodnych sposobów, to w rzeczywistości musiałam być uległą niewolnicą.

- Od rana tu siedzisz, a nie ma kto pracować! Obijasz się! -rzucił mną o ścianę. W ostatniej sekundzie zamortyzowałam spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą rękami i osunęłam się na ziemię, kuląc się. - Nie będę utrzymywać darmozjadów! Nie zapracujesz, nie dostaniesz jedzenia. -uśmiechnął się z wyższością, jak zawsze zresztą. Splunął na mnie i wyszedł, zostawiając drzwi otwarte. Tym samym dał mi znak, że mam zaledwie kilka sekund na zaczęcie pracy. Westchnęłam cicho i wstałam. Miał zły humor. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień będzie jednym z cięższych. Rzuciłam okiem na swój pokój, a raczej celę. Prycza zwisająca ze ściany na łańcuchach, kilka szmat robiących za posłanie i rozwalone krzesło to cały mój dobytek mieszczący się na 3 metrach kwadratowych. Pracę czas zacząć.

Odkąd weszłam do kuchni, wiedziałam, ze coś się szykuje. Do posiadłości zjechały się panny do towarzystwa. W każdym pomieszczeniu można było się na nie natknąć. Wywyższały się, jakby były jakimiś księżniczkami, a w większości ich przypadków zostały do tego zmuszone. Czy niewolnicy byli zaciągani tylko do prac domowych? Nie! Wiele z nas było kurwami, damami do towarzystwa, zabawkami do bicia. Robiliśmy dosłownie wszystko co rozkazał nasz pan. Jeśli chciałby, żebym zabawiła go w nocy, poszłabym. Musiałabym. Może to okrutne, ale cieszyłam się, że Amis nie może już z żadną z nas. Chociaż z drugiej strony nadrabiał to traktowaniem nas. Tego dnia pracowałam w kuchni obierając warzywa i marząc, by nastała już noc. Odgłosy uczty i sprośnych zabaw towarzyszyły mi odkąd opuściłam celę, ale nie zwracałam na nie większej uwagi. Po kilku latach służby staje się to czymś naturalnym, tak jak wstawanie do pracy. Niosłam z piwnicy misę z ziemniakami, gdy potrącił mnie biegnący mężczyzna. Nawet nie oczekiwałam przeprosin. Natychmiast zebrałam rozsypane warzywa i włożyłam je z powrotem do naczynia. Śmiech, który pozostał bo pędzącym chłopaku, sprawił, że się wzdrygnęłam. Miałam złe przeczucia. Mijając pokoje wzrok wbiłam w podłogę. Szłam szybko, bojąc się, że zauważy mnie Amis, bądź jakiś gość i naskarży na mnie. Nie mogliśmy wychodzić z cel i kuchni, kiedy przyjmować gości. Gdy wróciłam do kuchni, Annabell, jedna z kucharek, uśmiechała się szeroko. Nawet nie wiedziałam, że potrafi okazywać jakiekolwiek emocje. Zawsze miała bez wyrazu twarz, nieczuła na nic.

- Coś się stało? -zapytałam, zaczynając obierać kolejne ziemniaki.

- Dzisiaj jest naprawdę dobry dzień. -odpowiedziała mi wesołym tonem. Wzruszyłam ramionami, lecz jej słowa nie dawały mi spokoju. Dzisiejszy dzień, niby taki sam jak reszta, lecz miał w sobie coś. Coś, co sprawiało, że wstępowała we mnie wiara. Za dużo myślałam. W mojej sytuacji myślenie wcale nie jest takie dobre. Odpowiedniejsze jest ślepe posłuszeństwo. Gdy skończyłam swój przydział pracy miałam chwilę wolnego. Ze stołu zwinęłam kawałek chleba i usiadłam w kacie, by zjeść pierwszy dzisiaj posiłek. Nie zdążyłam nawet ugryźć kęsa, gdy w domu rozległ się krzyk, a odgłosy paniki rozprzestrzeniły się we wszystkich pokojach. Do pomieszczenia wpadł mężczyzna i trzymając w dłoni worek skierował się w moją stronę. To była ta sama osoba, która na mnie wpadła. Chyba miałam kłopoty.

- Posłuchaj mnie. Tu są pieniądze, uciekaj jak najdalej. Zacznij nowe życie. Jako jedyna masz na to szansę. Jesteś jeszcze młoda. -mówił cicho i z pośpiechem, jakby się bał, że nie zdąży przekazać mi najistotniejszych informacji. Szarpnięciem ręki uniósł mnie do góry i zaczął ciągnąć w kierunku drzwi.

- Co się dzieje? -zdążyłam rzucić, gdy wepchnął mnie do jakiegoś pokoju. Gestem nakazał mi ciszę, a gdy kroki za drzwiami oddaliły się, odwrócił się w moją stronę.

- Amis nie żyje. Ktoś go zamordował. Służba jest na pierwszym miejscu jako podejrzani, a nie chciałbym, żeby coś Ci się stało. -uniósł dłoń i delikatnie pogłaskał mnie po policzku. - Pamiętaj, ucieknij jak najdalej. To starczy Ci na najwyżej cztery miesiące życia, więc będziesz musiała pracować, ale na start masz. -przełożył torbę przez moje ramie i uchylił drzwi. Widząc, że nikogo nie ma, wyszedł.

- Zaczekaj... Chcę to zobaczyć. -powiedziałam pewnie -Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę jego ciała.

Zaskoczony zatrzymał się i spojrzał w moją stronę. Widząc, że nie ustąpię, westchnął i skierował swoje kroki w przeciwną stronę, niż zamierzał iść. Ruszyłam za nim, nie wiedząc co myśleć. Na drżących nogach pokonywałam kolejne stopnie, aż doszliśmy do sypialni mojego pana. Nie wiem dlaczego nikogo nie było w pobliżu. Uchyliłam drzwi i z duszą na ramieniu weszłam do środka. Amis leżał rozwalony na łóżku, w ręce miał kielich, który przewrócony wylewał z siebie wino. Na stoliku nocnym leżał cały talerz kurczaków. Dlaczego mnie to nie zdziwiło? Największym wstrząsem był sztylet wbity po rękojeść w jego klatkę piersiową, w miejscu, gdzie miał serce. Krew zabarwiła już jego ubrania, a otworzone oczy martwo wpatrywały się w sufit. Nie mogłam już stać. Opadłam na kolana, a z oczy popłynęły mi łzy. Amis nie żył. Już więcej nie mógł mi rozkazywać. Ulga jaką poczułam w sercu była niewyobrażalna. Nigdy więcej bicia, wyzwisk, kar. Nigdy więcej niewolnictwa. Czy to właśnie była wolność? Czy to, co czułam, to wreszcie upragniona wolność? Całe życie w niewoli i to wszystko skończyło się właśnie teraz? Gwałtownie wstałam i wybiegłam z pokoju, by po chwili biec przed siebie, jak najdalej. Tam, gdzie mnie nogi poniosą. Najszybciej jak potrafiłam, jakby Amis w każdej chwili mógł ożyć i ukarać mnie za to.

Tak, to był początek mojego nowego życia. Odzyskałam wolność, którą utraciłam w swoje piąte urodziny.

Autorką opowiadania jest Alfea Redbird ze Slytherinu. Opowiadanie dostępne jest także na tym blogu.

~ ~ ~

Rafael Weden, profesor Historii Magii, także postanowił pochwalić się swoim talentem i przysłał nam obraz zatytułowany "Łoś". Patrzcie i podziwiajcie! 


~ ~ ~

Lakowim Sullivan lubieżnie oblizał wargi. Jęknął przeciągle i sapnął, wpatrując się w obiekt swojego zainteresowania. Całą swoją siłę skupił we wskazującym palcu i pchnął. Palec energicznie wślizgnął się do środka, prosto pod kartonowe wieczko opakowania nowego teleskopu "Odleć do Gwiazd 87". Dyrektor łapczywie otworzył opakowanie, rozrywając karton. Gdy tylko złapał teleskop w swoje rozbiegane dłonie, na jego twarz wystąpił błogi uśmiech. Wytknął oślizgły język i oblizał przeciągle szkiełko teleskopu. Radość mieszana z satysfakcją nagle ustąpiła przelotnemu strachowi. Pot oblał mu plecy, a nogi ugięły się w kolanach. Z cienia jego własnej komnaty dobiegł go gardłowy głos.

 - Wiedziałem, że szybko się spotkamy. - Lakowim z przerażeniem w oczach upuścił nowiutki teleskop. 

Szkiełko rozbiło się na malutkie kawałeczki, pokrętło ostrości odpadło, a okular z przerażającym dudnieniem potoczył się po kamiennej posadzce.

 - Och... Ale... - Lakowim jęknął przeciągle, padając na kolana. - Mój panie... Ja... Nie wiedziałem, nie chciałem... Błagam! - Błysnęło jasne światło, a ciało dyrektora spętała gruba lina.

 - Nie tłumacz się, głupcze. Wiem, co zrobiłeś. Teraz mi za to zapłacisz! - Głośny rechot potoczył się po rozległej komnacie, przywodząc na myśl śmiech obłąkanego.


W odległej części zamku przeciągłe chrapnięcie zbudziło niespokojnie śpiącą Juliet. W świetle księżyca twarz Rafaela wyglądała dla niej dziwnie obco. Juliet cicho ześlizgnęła się z łóżka, by wsunąć stopy w kapcie i zarzuciła na ramiona szlafrok. Wzięła z mahoniowego biurka swoją różdżkę i cichutko opuściła swą komnatę.

 - Lumos! - szepnęła i koniec różdżki rozjarzył się delikatnym światłem. 

Nauczycielka zbiegła po schodach, uważając na brakujące stopnie i stanęła przed mosiężnymi drzwiami. Stojąc tak całkiem bezbronna i bijąc się z myślami, prawie zdecydowała się wrócić. Coś jednak nie dawającego jej spokoju zmusiło ją do uniesienia trzęsącej się dłoni i złapania za kołatkę. Zastukała w drzwi i ze strachem w oczach czekała, przygryzając wargę. Drzwi przeciągle skrzypiąc nagle się otworzyły, rzucając na Juliet słaby snop światła.

 - Juliet! Co ty tu robisz o tak późnej porze? - zaniepokojony, niski głos dobiegł ją zza drzwi. 

Drzwi rozchyliły się bardziej i Juliet dostrzegła zmęczoną, steraną męską twarz. Kobieta, rozglądając się na boki, wepchnęła się w wciąż za wąską szparę w drzwiach i spojrzała mu w oczy.

 - Nikt nie może wiedzieć, że do ciebie przyszłam. - Zamknęła za sobą drzwi i nie bacząc na mężczyznę, weszła do komnaty. Opadła na najbardziej wyświechtany fotel przy kominku. Tańczące płomyki odbiły się w jej przerażonych oczach. - Potrzebuję twojej pomocy.

 - Domyśliłem się tego po fakcie, że przychodzisz do mnie o trzeciej w nocy. Co cię trapi? - Mężczyzna wcisnął szklankę z bursztynowym płynem w trzęsące się dłonie kobiety. Juliet wypiła napój jednym duszkiem i skrzywiła się zniesmaczona.

 - Jak możesz pić to świństwo... - Postawiła ostrożnie pustą szklankę na stolik i pochyliła się ku mężczyźnie, który siedział teraz naprzeciwko niej. - Posłuchaj. On znowu to zrobił. Mówiłam mu, żeby zaprzestał tych odrażających praktyk... Ale nie posłuchał mnie. Czy on słucha kogokolwiek?

 - Juliet, uspokój się i opowiedz mi dokładnie, co się stało. 

Mężczyzna uśmiechnął się smutno i podał kobiecie chusteczkę, widząc łzy napływające do jej oczu.

 - Znowu wykradł uczniom bieliznę, zmuszając ich do chodzenia bez. Jest środek zimy, oni marzną... I do tego te widoki...! To się musi skończyć. Dyrektor zwyczajnie NIE MOŻE robić takich rzeczy. Co na to rada szkoły? Gdzie obrońcy praw uczniów?! - Juliet zalała się rzewnymi łzami i pociągając nosem, rwała w dłoniach chusteczkę.

 - Żartujesz?! - Mężczyzna zerwał się z fotela i zaczął niespokojnie krążyć po pomieszczeniu. - Wszyscy oczywiście zdajemy sobie sprawę z tych... niecodziennych... upodobań dyrektora Sullivana, ale ktoś musi go w końcu powstrzymać. To już sprawa dla kogoś, kto zna się na tych przypadkach... Musimy GO wezwać. 

Mężczyzna, nie zważając na przeciągły szloch kobiety, machnął różdżką, z której trysnęło niebieskie światło układające się w widmo piżmaka, pobiegło w stronę okna, przeniknęło przez szybę i zniknęło w mroku.

Praca nadesłana anonimowo.

~ ~ ~

Clarie Collins, znana wszystkim jako opiekunka Klubu Pojedynków, okazało się, że ma niezwykły talent plastyczny, którym zdecydowała się z nami podzielić.

http://sketchtoy.com/59109980



Zapraszamy do komentowania!




Wy także możecie wysłać swoje prace. Może to być opowiadanie, rysunek, piosenka lub cokolwiek innego. Wszystko wysyłajcie tutaj i oczekujcie pojawienia się swojej twórczości w następnej odsłonie WT! 

1 komentarz: