czwartek, 17 lipca 2014

OPOWIADANIE: Wojownik Światła - cz. 1

Co by było gdyby... No właśnie, co by było gdyby? Cztery słowa, które wzbudzają największe kontrowersje. A co by było, gdyby Insygnia nie zakończyły się tak, jak my to znamy? Co by się wtedy stało?


Każdy wojownik światła bał się kiedyś podjąć walkę.
Każdy wojownik światła zdradził i skłamał w przeszłości.
Każdy wojownik światła utracił choć raz wiarę w przyszłość.
Każdy wojownik światła cierpiał z powodu spraw, które nie były tego warte.
Każdy wojownik światła wątpił w to, że jest wojownikiem światła.
Każdy wojownik światła zaniedbywał swe duchowe zobowiązania.
Każdy wojownik światła mówił „tak”, kiedy chciał powiedzieć „nie”.
Każdy wojownik światła zranił kogoś, kogo kochał.
I dlatego jest wojownikiem światła.
Bowiem doświadczył tego wszystkiego i nie utracił nadziei, że stanie się lepszym człowiekiem.
 - Paulo Coelho

Wczorajszy ból staje się dzisiejszą siłą. Słowa Hermiony powracały do niego jak conocne koszmary. Kiedyś myślał, że rozumiał, co miała na myśli, jednak teraz, siedząc sam w pustej kapliczce, wiedział, że się mylił. Nieraz słyszał, że człowiek czujący bliskość śmierci zachowuje się zupełnie inaczej niż zwykle. Zaczyna myśleć nad całym swoim życiem, podjętymi decyzjami, niewykorzystanymi szansami, a jemu pozostały tylko godziny... nie lata, nie dni... lecz marne godziny równie marnej egzystencji. Jego los nie był do końca przesądzony, ale Harry nie pozostawiał sobie złudzeń. Nie miał żadnych szans w uczciwej walce z Voldemortem. Jego jedyną szansą było odszukanie w sobie miłości i poświęcenia, lecz akurat tego nie był w stanie u siebie znaleźć. Jego serce zatruwała nienawiść, zgorzknienie i rezygnacja.

 - Harry, nie myśl już o tym.

 - Nie mogę, Miona.

 - Jutro będziemy potrzebować twojej siły. Nie możesz wciąż...

 - Ja po prostu chcę to zrozumieć! – Harry uderzył pięścią w stół. – Jak przez tyle lat...

 - Nie, Harry, dosyć tego. Snape to zmartwienie Zakonu i aurorów, nie twoje. Ty dostałeś zadanie od Dumbledore’a. Kto inny poza tobą jest w stanie je wykonać?

 - Znam swoje obowiązki, Herm. I robię wszystko, by znaleźć te cholerne horkruksy!

 - W takim razie przestań obmyślać teorie spiskowe! Proszę, obiecaj mi, że dopóki nie zniszczysz ostatniego horkruksa, nie będziesz szukał Snape’a.

 - Ale...

 - Harry, proszę.

 - No dobrze. Ale ten śmieć i tak zapłaci za wszystko. I ja przy tym będę.

Nie znosił czekania. Tych chwil pokusy, że jeszcze jest szansa się wycofać. Uciec od tego wszystkiego. Ile razy go to kusiło? Przecież zawsze jest ta łatwiejsza droga... Ginny, dom, rodzina. Lecz co to za przyszłość? W ciągłym strachu przed tyranią? Nie. Bez względu na to, jak kusząca byłaby perspektywa powrotu, on zostanie. Od śmierci Dumbledore’a każdy krok, który postawił, zbliżał go do tej chwili. Nie po to wyrzekł się wszystkiego, by teraz uciec jak tchórz.

 - Ginny…

 - I jeszcze moglibyśmy odwiedzić moją mamę w Mungu. Wciąż jest nieprzytomna. Wiesz... ostatnio myślę, że ona już nigdy...

 - Ginny, przestań. Dwa tygodnie niczego nie oznaczają. Słyszałaś tego Laktona. Wiążące diagnozy można stawiać dopiero po miesiącu.

Ginny uśmiechnęła się smutno.

 - Jak zwykle masz rację, Harry.

 - Ale ja nie o tym chciałem z tobą rozmawiać. – Wziął głęboki oddech. – Ginny, to koniec.

 - Jaki koniec?

 - Między nami – uściślił Harry.

 - Harry, wiem, że mówisz to ze względu na wojnę. Już o tym rozmawialiśmy. Nie tylko my żyjemy w zagrożeniu. Zresztą... mama opowiadała, że jak uprzednio Sam-Wiesz... no dobra, Voldemort – uległa pod karcącym spojrzeniem Harry’ego – był u szczytu potęgi, było tak samo. Nie martw się. Przetrwamy to.

Ginny uśmiechnęła się promiennie.

 - Nie mówię tego ze względu na Voldemorta! – krzyknął Harry. – To znaczy... – zawahał się – nie tylko ze względu na niego.

 - Więc? W czym problem?

Harry zmieszał się.

 - Uważam, że nasz związek... nie jest poważny. Rozumiesz, jesteśmy jeszcze...

 - Nie jest poważny?! O czym ty mówisz?

 - Nic z tego nie będzie, Ginny. Mnie też z tym jest ciężko, ale tak...

 - ...będzie lepiej? To chcesz powiedzieć? Jesteś śmieszny, Harry. – Ginny wyglądała tak, jakby zaraz miała stracić nad sobą panowanie.

 - Ginny, zrozum...

 - Tobie już ten heroizm kompletnie uderzył do głowy. Nikt w życiu nie upokorzył mnie bardziej, niż ty w tej chwili.

 - Przepraszam.

 - I to wszystko, tak? Stać cię tylko na „przepraszam”? Harry, czy ty w ogóle mnie kochasz?

 - Nie. – W głosie Harry’ego zabrzmiała twarda nuta.

 - Świetnie. Po prostu świetnie.

Ginny wstała i błyskawicznie oddaliła się od ich stolika, lecz Harry siedział tam, aż do zamknięcia lokalu.

Od tego czasu minęły prawie dwa lata. Przez pierwsze trzy miesiące Ginny kilkakrotnie próbowała z nim na ten temat rozmawiać, ale on zbywał ją milczeniem. Aż w końcu zrezygnowała. Dopiero wtedy Harry naprawdę się przeraził. Uświadomił sobie, że ją stracił. Na zawsze. I bał się tej samotności. Jego przygnębienie pogłębił jeszcze bardziej związek Rona i Hermiony. Jego dwoje najlepszych przyjaciół, w końcu, po jednej z zakrapianych imprez Zakonu Feniksa, zeszło się. Oboje zatapiali swoje smutki po nieudanych związkach w kieliszkach, a już następnego dnia byli nierozłączni. I tak, jak kiedyś wszystko robili w trójkę, tak teraz coraz częściej Harry zostawał sam. Dwa pierwsze horkruksy zniszczyli wspólnie. Po jednej z wypraw Ron chciał nawet ustawić kielich Hufflepuff na honorowym miejscu w swoim nowym mieszkaniu, póki Hermiona mu tego nie wyperswadowała, zaznaczając bardzo opisowo i dobitnie, jak niebezpieczne i lekkomyślne by to było. Jednak już po wysadzaną szafirami, piękną bransoletę Ravenclaw, Harry udał się samotnie. Po powrocie z Chile, gdzie znajdował się ostatni horkruks, zarówno Hermiona, jak i Ron poczuli się urażeni. Najwyraźniej tłumaczenie: „Bałem się, że Ron mógłby oddać tę bransoletę do lombardu, zanim zdążyłbym zniszczyć ukrytą w niej cząstkę duszy Voldemorta” nie uznali za satysfakcjonujące i zabawne. Ron już wcześniej był na niego zły za to, jak postąpił z Ginny. W Hermionie natomiast, która, bądź co bądź, również nie pochwalała jego zachowania, znalazł prawdziwe oparcie. Jednak i to drastycznie się zmieniło.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz