Opowiastka okolicznościowa z dedykacją - ciąg dalszy.
#3
— Do tej pory nie mieliśmy żadnych problemów z kontrolami z Ministerstwa, mniemam więc, że i pan nie znajdzie niczego karygodnego — uśmiechnął się Mateo, zasiadając w fotelu dyrektorskim. — Jesteśmy przodującą i innowacyjną placówką edukacyjną.
— Tak, tak, słyszałem o tym — odparł Clermont. — To doprawdy fascynujące, ale obawiam się, że możemy mieć sporo zastrzeżeń.
— O? — zdziwił się Morgan, przeczuwając w głębi duszy, że to początek nieprzyjemnej batalii.
— Muszę zacząć od tego, że nie kontrolujemy tego, jak państwo uczą, ale w jakich warunkach to robicie — powiedział Beau. — Wierzymy, że znaczny wpływ na postępy naukowe uczniów ma to, gdzie przebywają, jak się odżywiają, czy wdychają odpowiednie normy związków organicznych w powietrzu codziennie, czy w salach lekcyjnych jest odpowiednio jasno, przestrzennie i czysto, i tak dalej.
Mateo nie mógł się oprzeć wrażeniu, że młodszy inspektor mówił, jakby cytował fragment z któregoś z podręczników lub dokumentów ministerialnych.
— Ogólnie chodzi o bezpieczeństwo i higienę pracy. Nie bez powodu mamy pozwolenie na zamknięcie placówki w razie karygodnego przekroczenia owych norm — kontynuował Clermont. — A muszę rzec, że w trakcie mojej wędrówki tutaj spotkałem się z paroma rzeczami, które bym poprawił. Czy wasze zbroje w ogóle ktoś czyści?
— Uczniowie, podczas szlabanów — odpowiedział Mateo. Sekundę później skarcił się, że za szybko mówi, a za mało myśli. — To znaczy, oczywiście, woźny też...
— To od czego macie woźnego? — zdziwił się Beau. — To też będzie uwzględnione w raporcie końcowym, zwłaszcza, że widzę, że wasz woźny nie przestrzega podstawowych norm higienicznych związanych z pracą na tym stanowisku.
— Cóż, gdy przeczytamy pański raport, z pewnością wdrożymy sugerowane zmiany — rzekł Mateo. — Natomiast, pozwoli pan, że zaprowadzę pana do pokoju, gdzie będzie pan spał...
Inspektor się zgodził, chociaż widać było, że ma jeszcze parę uwag do przekazania. Gdy dyrektor pokazał mu jego miejsce spania — pokój w Wieży Zachodniej, tuż pod salą, gdzie Sullivan wykładał Astronomię — Clermont coś mruczał pod nosem. Morgan nie był pewien, czy to zmęczenie, czy stawał się uprzedzony wobec inspektora, ale dałby sobie głowę uciąć, że słyszał „muszę wyczyścić pościel i łóżko, cholera wie, czy nie ma karaluchów tutaj…” Jednak, gdy pokonywał kolejne stopnie schodów, aby dotrzeć do swojej komnaty, czuł wewnętrzny niepokój. Zbyt wiele rzeczy mogła skrywać czarna teczka inspektora, i zbyt wiele złego mogła nadmierna dbałość o szczegóły wyrządzić Lumosowi.
Następnego dnia podczas śniadania dyrektor Sullivan poprosił o minutę ciszy i przedstawił społeczności szkolnej nowego gościa.
— I mam nadzieję, że pomożecie mu w wypełnieniu jego misji — kontynuował. — Wszyscy chcemy, aby nasza szkoła się rozwijała i była dobra dla wszystkich — zakończył, spoglądając na gościa.
— Dziękuję bardzo, panie dyrektorze — rzekł Beau Clermont. — Bardzo mi miło, acz mam na wstępie parę uwag, jak i próśb. Jak zapewnie wszyscy wiecie, punkt widzenia szkoły różni się, zależnie od tego, czy mamy do czynienia z uczniem, czy z nauczycielem. Sama dyrekcja nie zawsze potrafi się dystansować od pewnych spraw, co sprawia, że ewidentne błędy nie są korygowane, gdyż w mniemaniu dyrekcji są to rzeczy dobre, a uczniowie czy nauczyciele często nie mają wystarczającej odwagi, aby się zwrócić z prośbą o zmianę tego.
Morganę zmroziło. Lakowim i Mateo też sposępnieli, słuchając przemówienia inspektora. W oczach Juliet Hale zaświeciły się wrogie ogniki, a Federico, nachylając się do sąsiadującego z nim Morgana, szepnął: „Gdybyście się chcieli go bezszelestnie pozbyć...”
Uczniowie na sali też byli zdziwieni. Nikt dotychczas nie odważył się podważać autorytetu dyrekcji. O dyrektorach różne rzeczy szeptano, jak i o całej Radzie Pedagogicznej, ale wiadomo, co innego plotki i opinie, a co innego urzędnik ministerialny sugerujący nieobiektywność dyrekcji.
— Dokładamy w naszej szkole największych starań… — zaczął Lakowim.
— Tak, ja rozumiem — przerwał mu Clermont. Sullivan zamilkł. — Ja rozumiem, ale te starania są widoczne tylko z waszej perspektywy. Dla waszego dobra apeluję do uczniów i grona pedagogicznego, abyście ze mną porozmawiali na temat rzeczy, które się wam w szkole nie podobają. Wysłucham każdej sprawy. To jest, sami rozumiecie, bardzo ważne dla Ministerstwa, aby publiczne placówki edukacyjne były na najwyższym poziomie. Razem możemy to sprawić.
— Regularnie przeprowadzamy ankiety dotyczące funkcjonowania… — wtrąciła w zdanie inspektorowi Morgana.
— Tak, tak — przerwał jej ponownie Beau. — Ja rozumiem. Ale to bardzo ważne i ja apeluję, nalegam! Działajmy wszyscy dla dobra naszego magicznego świata i naszej społeczności. A takie działanie zaczyna się od podstaw, od fundamentów — tutaj, w szkole.
Mateo już nic nie mówił. Obserwując inspektora swoimi czarnymi oczami, zanotował sobie w myślach, aby zwołać radę pedagogiczną. Uczniowie też nie komentowali przemówienia inspektora. Gdy ten siadł na swoim krześle i zabrał się za konsumpcję posiłku, rozpytując swoich sąsiadów o to, z czego są przygotowywane potrawy śniadanowe, młodzi adepci magii popatrzyli po sobie. Rzecz jasna, każdy mógłby wskazać parę takich rzeczy, które mu nie pasują. Ale nikt nie miał ochoty donosić na szkołę do urzędnika ministerialnego. Prawdą zresztą było to, że ankiety, w których pytano o wrażenia i opinie dotyczące szkoły, sporo pomagały.
CDN.
Inspektor cham!!! Przerwał mi zdanie ;|
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy ;D
OdpowiedzUsuń~Bella
Tego inspektora trzeba by mocno kopnąć w cztery litery.
OdpowiedzUsuńTakie jest moje zdanie, o!
Czekam na CD :D
Beznadziejny inspektor. :(
OdpowiedzUsuńMorgan, było się w porę posłuchać Rica i pozbyć się wypierdka szybki i bezszelestnie! :C
OdpowiedzUsuń