niedziela, 23 marca 2014

OPOWIADANIE: Nazywam się Clermont, inspektor Beau Clermont - odc. 4

Opowiastka okolicznościowa z dedykacją - ciąg dalszy.


#4

Na lekcje rozchodzono się w milczeniu. Oprócz paru szeptów i pytań o dzisiejsze lekcje, nikt nie czuł chęci do dłuższej rozmowy. Nawet Christy Green zrezygnowała z tradycyjnego flirtowania z Joshem, a Jasmine już nie zerkała w kierunku Nicolasa i Ricka. Lakowim rzucił pełne westchnięcia i rezygnacji spojrzenie w stronę Mateo i Morgany, a ci je odwzajemnili.

Ann Riddley poprzedniego dnia poszła spać późno. Zatopiwszy się w najnowszym romansie autorstwa Gilderoya Lockharta, kompletnie straciła poczucie czasu i teraz pokutowała, ziewając. Jednak, niestety, musiała przeprowadzić swoją lekcję Eliksirów, która zarazem była pierwszą jej lekcją tego poranka. Dlatego też o dziewiątej rano Andromeda wkroczyła do sali, gdzie czekali na nią — jak zwykle — uczniowie. Tym razem jednak, oprócz nich, w ostatniej ławce siedział inspektor Clermont. Zauważywszy nauczycielkę, podszedł do niej.

— Dzień dobry, nazywam się Beau Clermont i jestem inspektorem Magicznego Sanitariatu — przedstawił się, wyciągając do niej dłoń.

— Andromeda Riddley, nauczycielka Eliksirów — odparła, ściskając rękę Clermonta. — Dostałam pańską notkę o wizytacji, aczkolwiek wolałabym, aby nie odbywała się ona w godzinach lekcyjnych i aby informacja była poczyniona z większym wyprzedzeniem.

Powiedziawszy to, nie czekała na reakcję inspektora i odwróciła się do uczniów, zostawiając go z otwartymi ustami.

— Moi drodzy, dziś będziemy przerabiać Eliksir Rozśmieszający.

Podeszła do tablicy i stuknęła w nią różdżką. Na czarnym tle pojawiły się białe litery układające się w listę składników i samą recepturę na eliksir.

— Wiem, że może być to… dosyć śmieszne zadanie — W klasie dało się słyszeć ciche śmiechy. — Ale ocena, którą za nie otrzymacie, będzie miała znaczny wpływ na waszą ocenę semestralną. Dlatego też lepiej się postarajcie. A teraz, moi drodzy, do pracy.

Uczniowie ruszyli masowo do szafek ze składnikami, zaś inspektor, wykorzystując okazję, podszedł do nauczycielki.

— Chciałem zadać parę pytań — zaczął ostrożnie.

— Wolałabym, aby zrobił to pan po lekcji — odparła Ann. — Jak sam pan zapewnie wie, Eliksiry to dosyć niebezpieczny przedmiot. Na lekcji lubię mieć oko na uczniów, aby uniknąć wypadków.

— No tak, tak… — mruknął inspektor, wycofując się do swojego kąta. Nie umknął uwadze Ann fakt, że wyjął ze swojej czarnej teczki notesik i zaczął coś w nim kreślić pośpiesznie. Wzruszywszy ramionami, zwróciła swój wzrok w inną stronę, obserwując czy aby nikt nie próbuje wywołać wybuchu w pracowni.

Na szczęście, lekcja była spokojna. Pod koniec zajęć wszyscy uczniowie oddali eliksir w kolorze jasnoniebieskim. Paru osobom wyszedł nieco jaśniejszy, a paru granatowy, ale nikt najwidoczniej nie pomylił składnika głównego z roślinnym, co było w opinii Ann sukcesem, biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia na lekcjach klasy I. Gdy zadzwonił szkolny dzwonek, Beau zawahał się przez chwilę. Zachęcające spojrzenie Riddley dodało mu jednak odwagi, a gdy przypomniał sobie, że występuje w imieniu Ministerstwa Magii — zebrał swoje manatki i podszedł raźnym krokiem do biurka Andromedy.

— Drugą lekcję mam po obiedzie — powiedziała wyjaśniająco. — Jestem więc do dyspozycji.

— To doskonale — odparł inspektor. Odchrząknąwszy, wyciągnął swój notes i otworzył go, a następnie spojrzał na Ann.

— Czy tu w lochach musi być tak ciemno i duszno?

— Pan sobie sam odpowiedział na to pytanie — odpowiedziała Ann bez mrugnięcia okiem. — To lochy. Lochy mają taką specyficzną cechę, że są ciemne i ciężej w nich o wentylację, zwłaszcza przy sporządzaniu większej ilości eliksirów...

— Nie wiem, czy wie pani, ale my w Ministerstwie Magii uważamy, że warunki, w których uczeń się uczy, to połowa jego sukcesu — rozpoczął Beau. —Im szersza i przestronniejsza sala, im więcej w niej światła, tym lepsze warunki dla myślenia.

— Eliksiry są specyficznym przedmiotem. Gdybym miała tutaj szerokie okna, byłoby jaśniej, ale za to potencjalny wybuch mógłby zaszkodzić nie tylko osobom obecnym w sali, ale także tym na błoniach. — odparła Andromeda, opierając się mocniej na krześle. Clermont zaczynał ją trochę irytować, ale zachowywała pełen profesjonalizm. Nigdy nie przepadała za ministerialnymi urzędnikami, ale nie zamierzała marnować swojego życia na wykłócanie się z nimi. Tylko w sprawie Winsfordu… Ale to już był osobny problem.

— Co się tyczy kwestii wybuchów, to chyba w ogóle powinno się ich unikać? — zaczął inspektor.

— Powinno się — zgodziła się Ann. — Ale oboje wiemy, że uczniowie nie zawsze zachowują pełną ostrożność na lekcji. Pilnuję ich i upominam, gdy dodają niewłaściwy składnik, ale czasami…

— Tak, tak, ja rozumiem, ale… — wszedł jej w słowo Beau.

— Przepraszam, nie skończyłam swojej kwestii — nieco ostrzej powiedziała Ann. — Dyrektorzy mogą być na tyle uprzejmi, że nie zwrócili panu uwagi na to, że przerywanie innym jest niegrzeczne, ale ja lubię, gdy w rozmowie obie strony okazują sobie szacunek. Wracając do tego, co chciałam powiedzieć, czasami nie jest możliwym upomnienie lub upilnowanie sytuacji, zwłaszcza gdy uczniowie celowo działają wzajemnie na szkodę. O ile klasy drugie już wyrosły z tego, o tyle w klasach pierwszych nadal daję za to szlabany.

Beau zacisnął usta, dopisując coś w notesiku.

— Szlabany… Naszym zdaniem, uczeń powinien być wychowywany bezstresowo. Wiem, że to określenie robi ostatnio negatywną karierę, a media podsycają to, ale ogólnie naszym zdaniem dyscyplinowanie uczniów w taki sposób nie wpływa na nich pozytywnie. A wręcz przeciwnie. Idealne wychowanie, naszym zdaniem…

Ann zaczęła świdrować go wzrokiem, przez co poczuł się niepewnie, ale dzielnie kontynuował swój elaborat na temat wychowania młodzieży. Gdy skończył, westchnął i spojrzał na nauczycielkę.

— Rozumiem pańskie poglądy — Andromeda położyła silny akcent na „pańskie”. —Jednak nie zgadzam się z nimi. Uczniowie nie są w stanie osiągnąć szczytu swoich możliwości, jeśli nie poczują, że ktoś ich do tego motywują. A w całej mojej karierze nauczycielskiej spotkałam tylko jedną osobę, która nie potrzebowała moich napomnień, uwag, wskazówek do tego, aby zgłębiać sztukę eliksirów na własną odpowiedzialność. Dzisiaj jest Mistrzem Eliksirów w innej szkole. Ale taki talent z taką siłą woli rodzi się raz na stulecie.

— Przepraszam, ale czy aby na pewno uważa się pani za dobrą nauczycielkę? — zapytał inspektor.

Ann zmarszczyła czoło, patrząc na Clermonta.

— Wydaje mi się, że jest pan tutaj od sprawdzania bezpieczeństwa i higieny pracy, a nie jakości kształcenia, która została już wielokrotnie sprawdzona i potwierdzona. — powiedziała powoli i cicho, kładąc akcent na każde słowo.

— To ja jestem tutaj od stwierdzania, co powinieniem robić — odparł głośno Beau, czerwieniejąc na twarzy. — Jeśli ja doprowadziłem do decyzji o zamknięciu Winsfordu, to mogę i to samo zrobić z Lumosem. A wątpię, żeby dyrektor Morgan był pani wdzięczny za taką przysługę.

CDN.

6 komentarzy:

  1. Riddley, duma w kubeł i zachowuj się! ._.

    OdpowiedzUsuń
  2. Christy Green23 marca 2014 22:24

    Fajne... Nie mogę doczekać się cdn. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Riddley, otruj go i zakop w lesie!
    Pomogę ci z alibi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zakop go obok truchła Anny, które tam ładnie zakopałam wczoraj w nocy! Będę kolegami z grobowca *o* Anna, zgodzisz się? *piękne oczka*

      Usuń
    2. Oczywiście, że się zgodzę, zwłaszcza, że mojego truchła tam nie ma.
      No popatrz... znowu ci coś nie wyszło XD

      Usuń
  4. LILIŚ, JA CHCĘ CIĄG DALSZY, NOW!!! *czeka i tupie nogą*

    OdpowiedzUsuń