środa, 26 marca 2014

OPOWIADANIE: Nazywam się Clermont, inspektor Beau Clermont - odc. 5

Opowiastka okolicznościowa z dedykacją.


#5

Riddley, nie marnując czasu, podeszła do drzwi swojej klasy i je otworzyła na oścież.

— Proszę stąd wyjść. Natychmiast. — rzekła cichym szeptem, patrząc intensywnie na inspektora.

Clermont, spojrzawszy na nią, chwycił swoją teczkę i wyszedł z klasy. Andromeda zamknęła za nim drzwi i opadła na krzesło za biurkiem, walcząc z napływającymi do oczu łzami.

Inspektor Clermont tymczasem zmierzał do sali, gdzie za chwilę Juliet Hale miała mieć lekcję Transmutacji z klasą drugą. Zerkając na zegarek na ręku, uświadomił sobie, że jest spóźniony pięć minut. Nie był tym zachwycony — starał się przecież, wbrew pozorom, wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej. Była to niewątpliwie niewdzięczna robota, ale z korzyścią dla przyszłości Świata Magii. Z tymi myślami nacisnął klamkę na drzwiach.

— Przepraszam za spóźnienie… — zaczął recytować, czując się trochę, o zgrozo!, jak uczeń. A przecież dzierżył funkcję dalece ważniejszą niż to, co reprezentowali sobą wszyscy nauczyciele w tej szkole. Czuł, że Hale patrzyła na niego z lekką niechęcią, ale nie dał się wyprowadzić z równowagi.

— Tu jest wolne miejsce, niech pan siada — wskazała mu krzesło w ławce za nauczycielem. Z zadowoleniem siadł na nim. Widok był świetny — klasa była skonstruowana tak, że mógł ogarnąć jednym spojrzeniem wszystkich uczniów. Minusem było to, że Hale stała tyłem do niego, ale to akurat mógł przeżyć.

Lekcja potoczyła się swoim rytmem. Na początku sprawdzano pracę domową, potem omówiono teorię zaklęcia zamieniającego papugę w puchar.

— Chyba nie będę miał się do czego przyczepić — pomyślał z uznaniem Clermont. A potem spadła na niego bomba.

— To ja pójdę po papugi, zaraz wrócę i poćwiczymy sobie to zaklęcie — oznajmiła głośno Juliet, po czym zniknęła na chwilę w schowku przyległym do sali. Gdy po chwili wróciła z klatką pełną papug i zaczęła rozdawać po jednej każdej osobie w klasie, Beau wstał z wrażenia.

— Ale jak to, po co papugi? — spytał. — Chyba nie będziecie ich zamieniać w puchary?

Hale spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.

— Oczywiście, że będziemy — odparła. — Lekcje transmutacji, to nie tylko teoria, ale także i praktyka.

— Ale… — Beau zaniemówił. — Przecież to niebezpieczne! I zwierzęta cierpią! I mogą pogryźć uczniów!

— Takie jest ryzyko — przyznała Hale. — Ale uważam, że moi uczniowie są na tyle dojrzali i kompetentni, że sobie z nim poradzą.

Clermont, zamiast wdawać się w dyskusję, usiadł i zaczął szybko notować. „Karygodne łamanie norm bezpieczeństwa!” — napisał, stawiając trzy podkreślenia pod tekstem. Do końca lekcji siedział już cicho, obserwując jak uczniowie próbują rzucać Vera Verto na ptaka i notując kolejne złamania norm bezpieczeństwa. Gdy zebrało się tego już kilkanaście punktów, Juliet oznajmiła koniec pracy.

— A teraz dostaniecie cukierki za ładne rzucanie zaklęć — rzuciła, wyciągając z szuflady biurka reklamówkę z cukierkami.

— A jaki skład mają te cukierki? — przerwał jej Clermont. — Czy zdaje sobie pani sprawę, że cukierki są kaloryczne i niebezpieczne dla higieny jamy ustnej?

— Jeden cukierek raz na jakiś czas nie zaszkodzi — odcięła się Hale. — Proponuję, aby oceniał pan bezpieczeństwo i higienę pracy, a nie metody nagradzania za dobrze wykonaną pracę.

— To wchodzi również w zakres bezpieczeństwa i higieny — odparł Beau. — I odpowiednio panią za to ocenię.

Tego samego dnia inspektor zagościł jeszcze w dwóch klasach. Na Wróżbiarstwie z ogólnym niesmakiem odniósł się do całej koncepcji przewidywania przyszłości, ale musiał przyznać, że przy wielkich i jasnych oknach uczniowie z całą pewnością myśleli swobodnie, a lekcja była prowadzona ciekawie. Z kolei na Historii Magii profesorowi Wedenowi też niewiele można było zarzucić, chociaż wdał się w utarczkę z nim, czy aby na pewno powinien opowiadać on, w jaki sposób ginęły gobliny podczas powstań.

— To jest zbyt drastyczne dla tak młodych umysłów — argumentował Beau. — Powinien pan ograniczyć przemoc na swoich lekcjach.

Weden tylko wzruszył ramionami i przeszedł do następnego punktu lekcji. Inspektor, zadowolony z tego małego odniesionego zwycięstwa, ruszył na posiłek do Wielkiej Sali. Gdy od progu witały go podejrzane zapachy, zaczął się niepokoić. Zasiadłszy przy stole, sięgnął po sztucće i oniemiał na widok potraw. Kurczaki ociekające tłuszczem, udka kaczek w sosie, który z odległości pięciu kilometrów można było ocenić jako bardzo kaloryczny, a na dokładkę pełno innych niezdrowych posiłków.

— Rety... — wydusił z siebie, aby po chwili skonstatować, że musi poświęcić temu osobny rozdział w swoim raporcie końcowym. Zapisał sobie także w notesie, aby porozmawiać z dyrekcją na temat świadomego i zdrowego żywienia uczniów.

Głód jednak trawił jego brzuch. Nie miał zbytniej ochoty na przyjmowanie tak wielkiej ilości kalorii, ale nie miał innego wyboru. Mając nadzieję, że przygotowywano to chociaż w dobrych warunkach, sięgnął po udko kaczki.

CDN.

4 komentarze:

  1. PRZYCZEPIŁ SIĘ DO MOJEJ KUCHNI?! <_>

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeem. Czemu tak krótko? ;/
    Niech tylko ten inspektor dostanie jakiegoś choróbska. Albo lepiej, niech ktoś rzuci na niego klątwę.

    OdpowiedzUsuń
  3. LOL CO ZA ŚWINIA.
    KALORIE I WĘGLOWODANY SĄ POTRZEBNE UCZNIOM SKORO MUSZĄ TYLE MYŚLEĆ.
    I SIĘ PRZYCZEPIŁ DO MOICH PAPUG... *wybiega z płaczem*

    OdpowiedzUsuń
  4. *przytula Juliet*
    Nie płacz, jeszcze go kopniemy w dupę i to on się rozpłacze! Obiecuję ci to!
    Należy mu się, świni.

    OdpowiedzUsuń