Opowiastka okolicznościowa z dedykacją.
#6
Po południu nie planował już wizytować żadnych lekcji, natomiast większość nauczycieli miała tylko jedną godzinę, po której jakimś cudem spotkali się wszyscy jednocześnie w komnacie dyrektora Morgana.
— Morgan, musisz to ukrócić! — krzyczała zdenerwowana Hale. — Ten człowiek jest nienormalny! Nienormalny!
— Groził zamknięciem Lumosa — dodała Ann. — Nie wspominając o prztyczkach personalnych w moją stronę.
— Moi drodzy — zaczął Mateo, spoglądając na wszystkich obecnych. — Uspokójcie się. Pan Clermont jest tutaj z ramienia Ministerstwa Magii i nie mamy wpływu na to, co on robi. Możemy go lekko upomnieć, ale nie możemy wyrzucić. Wiecie przecież, że podlegamy pod Ministerstwo.
— Ale nie możesz mu czegoś…? — zaczęła Morgana.
— Doskonale wiecie, że nie mogę. — powiedział głośno Morgan.
— To może my tak dyskretnie go… — zaczęła ponownie Hale.
— Cokolwiek chcecie zrobić, miejcie świadomość, że to wpłynie na reputację szkoły — rzekł Sullivan, do tej pory siedzący na uboczu i nieangażujący się w dyskusje. — Posiedzi sobie, poocenia, ponarzeka i sobie pojedzie. Macie problem…
— Czy ty widziałeś w ogóle jego zachowanie, Lakowim?! — krzyknęła zdenerwowana Juliet. — On jest po prostu bezczelny!
— Ale jest z Ministerstwa — zripostował Lakowim. — Dlatego też cierpliwie będziecie odpowiadali na wszystkie jego pytania i go przyjmiecie godnie w Instytucie Lumos. — To rzekłszy, wstał ze swojego miejsca i skierował się ku drzwiom. Mateo podążył za nim. W komnacie zapadła cisza, przerywana westchnieniami nauczycieli. Pomieszczenie stopniowo pustoszało. Jako ostatnia wyszła Hale, która jednak nie zamierzała się poddać. Po dotarciu do swojego gabinetu, naskrobała notkę i wysłała ją sową. Po kwadransie usłyszała pukanie do drzwi.
— Proszę! — krzyknęła.
W progu stanęła Anna Lupus. Nieco niepewnie poprawiła swój gryfoński krawat i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi.
— Dzień dobry, pani profesor. Co się stało?
— Doskonale, Lupus, cieszę się, że tak szybko zareagowałaś. — Hale wstała od biurka i spojrzała na nią. — Potrzebuję pomocy. Ale dyskretnej. Jeśli wiesz, o co mi chodzi.
— O inspektora? — zgadła Anna.
— Tak. Chcę, aby w przeciągu tygodnia znajdował się on jak najdalej od zamku. — odrzekła Juliet. — Da radę?
— Spróbujemy — odparła Lupus, prostując się. — Czy to tyle?
— Tak. Tylko nie zapomnij o swojej pracy semestralnej z Transmutacji.
Anna kiwnęła głową i wyszła. Skierowała się do wieży Gryffindoru, gdzie przywołała prostym „Accio” kartkę i pióro, a następnie nabazgrała ogłoszenie, które wywiesiła na tablicy korkowej w pokoju wspólnym. Spojrzawszy na zegarek, stwierdziła, że już pora na kolację i udała się w kierunku Wielkiej Sali. Jak zwykle, wyciągnęła z torby książkę i zagłębiła się w jej treści, aby nie marnować tego kwadransu spaceru na bezczynne myślenie. Tym razem zgłębiała „Tajemnice Transmutacji, o których nie wiedziałeś”. Lektura, polecona jej przez profesor Hale, miała jej pomóc w uzyskaniu oceny Wybitnej z wzmiankowanego przedmiotu.
Czytając, nie zauważyła idącego w jej stronę inspektora. Wpadła prosto na niego i potykając się o jego buty, upadła na podłogę.
— Ojej, przepraszam! — wykrzyknęła Anna, trzymając mocno książkę i usiłując wstać. — Nie zauważyłam…
— Dziecinko, a czemu ty czytasz, idąc? — przerwał jej Clermont. Anna, zdążywszy już wstać i otrzepać się, zaczęła mówić:
— Bo ja…
— Ja wiem — przerwał jej znowu inspektor. — W tej szkole nie wiedzą, co to bezpieczeństwo i higiena pracy, i was ciągle męczą. Pewnie musicie cały czas czytać. Szkoda, że nikt nie ma odwagi, żeby do mnie z tym przyjść.
— Ale ja…
— Nie musisz się tłumaczyć, ja wszystko wiem — kontynuował Clermont, jakby nie zważając na jej tłumaczenia. — Niedługo skontroluję wasze pokoje wspólne i dormitoria, żeby wam pomóc. Na pewno jest tam wiele rzeczy wprowadzonych przez dyrekcję, które utrudniają wam życie. Ja to wiem — wymamrotał.
Anna stanęła jak wryta, po czym pobiegła w kierunku Wielkiej Sali. Po szybkiej konsumpcji posiłku przyszła do Pokoju Wspólnego, chociaż do ogłoszonego przez nią zebrania nadzwyczajnego była jeszcze godzina z hakiem. Po chwili namysłu, przywołała trzy kartki i piórem wyciągniętym z torby naskrobała parę literek. Machnąwszy różdżką, sprawiła że kartki zniknęły w poszukiwaniu swoich adresatów. Lupus przez chwilę patrzyła na ogień tlący się w kominku, po czym przystąpiła do pisania eseju na Eliksiry.
Nie wiedziała, że w tym samym czasie Clermont, po zjedzeniu kolejnego obrzydliwego posiłku, zdecydował się w końcu odwiedzić kuchnię. Gdy dyrektorka Turandot powiedziała mu, jak się do niej dostać, wyraził swoje oburzenie.
— Kuchnia powinna być ogólnodostępna dla wszystkich uczniów! — oznajmił stanowczo. — Jasne i widoczne zasady przygotowywania posiłków to element higieny niezbędnej w placówkach edukacyjnych.
Morgana tylko wzruszyła ramionami i poszła dalej. Clermont z kolei, wszedłszy do kuchni przez portret, zaniemówił na widok skrzatów. Jeden z nich podbiegł do niego.
— Dzień dobry, czy szanowny pan inspektor sobie czegoś życzy? — pisnął, patrząc na niego.
— Tak — odparł Beau. — Chcę skontrolować, jak przygotowujecie jedzenie.
— Ale czemu? — pisnął ponownie skrzacik. — Ja, Zgredzio, potwierdzam, że my pracujemy najlepiej jak możemy, aby uczniowie jedli dobrze i nie głodowali!
— Ale czy zdrowo? — skontrował Clermont. Skrzat zamilkł, widocznie nie wiedząc, co oznacza „zdrowo”. Skrzaty, obserwujące całą sytuację, wróciły do swoich obowiązków, nieco zaniepokojone słowem „kontrola”. Beau z kolei zaczął przepytywać Zgredka o typowy jadłospis, składniki stosowane w kuchni i środki czystości. Godzinę później, gdy już sporo Gryfonów zgromadziło się w pokoju wspólnym, a harmider plotek i ploteczek wprowadzał niepokojącą atmosferę, Clermont miał już paręnaście stron notatek z uwagami na temat żywienia w Lumosie.
— Koledzy z innego domu chcą wejść! — rozdarła się nagle Gruba Dama. Wszyscy zwrócili się w jej kierunku. Lupus pośpieszyła i otworzyła portret, wpuszczając do środka Krukonów, Puchonów i nielicznych Ślizgonów.
— Ja rozumiem integrację międzydomową, ale to ryzykowne! — krzyknęła jeszcze dama z portretu, zanim zamilkła, obrażona, że nikt jej nie odpowiedział.
Gryfoni byli zdziwieni obecnością uczniów z innych domów, ale nic nie mówili w oczekiwaniu na Annę. Ta wstąpiła na schody i użyła na sobie „Sonorus”.
— Moi drodzy! — zaczęła słowotok, wyjaśniając wszystkie okoliczności sprawy. — Oczywiście, mam nadzieję, że wszystko, co mówione dzisiaj, pozostanie między nami — dodała na koniec, spoglądając po uczniach obecnych w pokoju.
Wszyscy zaczęli kiwać głową na znak zgody, jednocześnie szepcząc między sobą. Ogólnie panowała zgoda co do tego, że trzeba podjąć jakieś działania w tej sprawie.
Anna, po namyśle, przerwała harmider i dodała jeszcze relację z dzisiejszego spotkania z Beau Clermontem na korytarzu. Jeśli wcześniej jej rewelacje spowodowały niepokój, to teraz przerodził się on w panikę.
— A co z tymi tonami piwa kremowego na imprezę Vivienne?! — spytała Alfea, wstając. — W życiu tego, do stu hipogryfów, nie schowamy. Nigdzie.
— Jaką imprezę? — spytała zdziwiona Nott. — Nikt mnie o niczym nie informował.
— To miała być niespodzianka, ale kij z tym — machnęła ręką Lupus. — Ważniejsze jest to, że Alfea ma rację. Pewnie nie tylko my chomikujemy nielegalne rzeczy w naszych dormitoriach i pokojach wspólnych.
Przedstawiciele innych domów pokiwali głowami, a na ich obliczach malowało się zaniepokojenie.
— W związku z tym, należy rozwiązać sprawę Clermonta jak najszybciej. Jakieś pomysły? — spytała Prefekt Naczelna, rozglądając się po wszystkich.
Od razu w górę uniosło się parę rąk. Rozpoczęła się dyskusja, a Anna wszystkie pomysły zapisywała w notesie. Po dwóch godzinach debaty zbliżała się już cisza nocna. Podziękowawszy wszystkim za udział w dyskusji, rozwiązała zgromadzenie i zamyślona udała się do własnego dormitorium.
Siadłszy na własnym łóżku, spojrzała na notatki, wzdychając. Większość pomysłów sprowadzała się do robienia figli typu oblewanie eliksirami inspektora. Wątpiła, że to w jakikolwiek sposób polepszy sytuację, a wręcz przeciwnie, mogłoby ją tylko pogorszyć. Jednak sama nie miała lepszej idei, więc i nie protestowała publicznie.
Do tego dręczyła ją świadomość, że gdzieś już słyszała nazwisko inspektora. Jako wszystkowiedząca dziewczyna, Anna nienawidziła takich uczuć typu „wiem, że dzwoni, ale nie wiem w którym kościele”. Zmartwiona, położyła się spać.
CDN.
Tyle fejmu *o*
OdpowiedzUsuńXD
I faktycznie, nienawidzę nie pamiętać, chociaż wiem, że powinnam xD
Nie mogę się doczekać :3 Huhu, co my zrobimy? XD
Hale waleczna! :3
OdpowiedzUsuńCHCĘ WIĘCEJ JULIET W OPOWIADANIU, BO JEST ZAJE...fajna :3
OdpowiedzUsuńas always
UsuńCiekawe, gdzie Morgan schował wazelinę
UsuńOMG xDDD
UsuńLaciek! Nie wiedziałam, że wpuszczacie inspektora do sypialni!
Pewnie, że jest ;3
UsuńMi inspektor zaiwanił z pod łóżka ostatnie złote proszki Charliego :C Kanalia wszędzie się dopcha, nawet do sypialni dyrka!
Usuń