Opowiastka okolicznościowa z dedykacją.
#7
Po paru godzinach niezbyt mocnego snu wstała jednak — zgodnie z ludową maksymą, że „sen przyniesie rozwiązanie wszelkich problemów” — oświecona. Już wiedziała, gdzie złapać trop. Dlatego też szybko przywdziała mundurek szkolny i bez czesania swoich włosów udała się do biblioteki szkolnej.
— Dzień dobry, panie profesorze Weden — powiedziała szybko do profesora Historii Magii, zajmującego się również biblioteką. — Potrzebuję książki o współpracownikach Grindewalda. — wyrecytowała szybko. Na pytające spojrzenie Wedena szybko skłamała. — Potrzebuję do referatu.
— Uhm — odparł Rafael, odwracając się do półek z księgami. Annie czekanie wydawało się wiecznością, ale po pięciu minutach profesor wyszedł, dzierżąc ciężkie tomiszcze. — To powinno pomóc.
— Dziękuję! — pisnęła z radości i siadła przy jednym ze stolików. Wyciągnąwszy notes, zaczęła studiować księgę. Zaskakująco mało czasu, bo tylko dziesięć minut, zajęło jej odnalezienie tego, czego chciała.
— Jest! — szepnęła do siebie z zadowoleniem.
Jej przeczucie okazało się dobre. Spisawszy informacje z księgi, oddała ją Rafaelowi i poszła do szkolnej sowiarni. Kopertę zaadresowała do „Proroka Codziennego”. Gwiżdżąc z radości, poszła na śniadanie.
Beau Clermont tymczasem sobie odpuścił jedzenie kolejnego niezdrowego posiłku. Zamówiony szpinak doszedł do niego sową pośpieszną. Z radością spojrzał na odrobinę normalności w tej niezbyt normalnej instytucji.
Po skonsumowaniu śniadania wziął swoją torbę i poszedł do gabinetu dyrekcji.
— Inspektorze Clermont — powitał go Mateo, wstając zza biurka. — Czym mogę służyć?
— Mam parę uwag co do żywienia w waszej placówce — odparł Beau, siadając bez zaproszenia na krześle. — Zdrowie uczniów jest jednym z najważniejszych priorytetów, a zaobserwowałem, że zarówno poziom kalorii w jedzeniu, jak i jego jakość, są krytyczne.
— Skrzaty w kuchni dokładają swoich starań... — zaczął Mateo.
— Jakość zdrowotna — powiedział Clermont. — Wysiłek jest dobry wtedy, gdy jego owoce są pożyteczne. Doceniam pracę skrzatów, ale… — zaczął swoją tyradę, zerkając na notatki.
Dwie godziny później Morgan, w międzyczasie załatwiwszy zastępstwo na swoją lekcję, podziękował i powiedział, że przeanalizuje jego spostrzeżenia. Gdy Clermont wyszedł z gabinetu, Mateo długo wpatrywał się w drzwi. W końcu wstał i poszedł na posiłek do Wielkiej Sali. Gdy szedł, portrety rzucały mu współczujące spojrzenia. Nawet Bathilda Bagshot patrzyła na niego z litością w oczach.
Cały dzień minął jakoś spokojnie. Beau, uznawszy, że czas na kontrolę jakości toalet, obszedł je wszystkie, ale ku jego zaskoczeniu, wszędzie było czyściutko. Z pewnym niezadowoleniem, wrócił do swojego pokoju i zasiadł do pisania raportu. Gryfoni z Alfeą dalej szmuglowali piwo kremowe, acz z pewnym niepokojem co do jego przyszłych losów.
Następnego ranka Anna, drżąc z podniecenia, szła do Wielkiej Sali. Gdy nadeszła pora poczty, szybko złapała swój egzemplarz Proroka i zaczęła go przeglądać. Uśmiech wstąpił na jej twarz, gdy zobaczyła nagłówek na trzeciej stronie pt. „Dziadek Clermonta walczył u boku Grindelwalda?”. Zaczęła chichotać, co sprawiło, że Gryfoni zaczęli jej spoglądać przez ramię lub wertować własne egzemplarze gazety. Po parunastu minutach większość uczniów z ekscytacją plotkowała na temat artykułu, w którym autor pisał, że według doniesienia anonimowej czytelniczki, Beau Clermont miał dziadka — Hintera Clermonta — który był jednym z żołnierzy w oddziałach Grindelwalda. Przypominając historię tego czarnoksiężnika, zastanawiał się nad kryteriami doboru pracowników przez ministerstwo. „Jakim sposobem wnuk Grindelwalda ma czelność być inspektorem Ministerstwa Magii w placówkach edukacyjnych?” — pytał na koniec artykułu zatroskany autor.
Gdy Vivienne i Anna zdążały na lekcję po śniadaniu, Nott pochyliła się w stronę Anny.
— To ty, nie? — spytała.
— No tak — odparła Anna z uśmiechem. — Wiedziałam, że skądś kojarzę to nazwisko. Po prostu Weden kiedyś na lekcji cytował roczniki statystyczne za Grindelwalda. Tam było to nazwisko. Clermont.
— Niezłą masz pamięć — powiedziała z szacunkiem Viv. — I teraz już pewnie się go pozbędziemy.
Mateo nie czytał Proroka, dlatego zdziwił się, gdy po południu w gabinecie czekał na niego list z Ministerstwa.
Szanowni Państwo,
w związku z odwołaniem Beau Clermonta ze stanowiska inspektora, uprzejmie informujemy, że wobec braku kandydatów na to stanowisko, niniejszym je likwidujemy. Złożymy także zastrzeżenie do Międzynarodowej Konfederacji Magów w sprawie dyrektywy, na podstawie której działał inspektor.
Eve Lilith Skark,
sekretarz Szefa Departamentu Edukacji Ministerstwa Magii
Społeczność uczniowska odejście inspektora oblała na imprezie urodzinowej Vivienne. Tylko sam Beau był niezadowolony z obrotu spraw. Stojąc na dworcu kolejowym w Hogsmeade, miał poczucie, że ministerstwo pod naciskiem opinii publicznej po prostu nie doceniło jego pracy.
— A chciałem dobrze... — westchnął, patrząc na nadjeżdżający pociąg.
KONIEC
Ach, to było oczywiste, że wszystko się dzięki mnie dobrze skończy!
OdpowiedzUsuńWkurzające, jak bardzo brakuje mi tu emotek xD
Cóż, szkoda, że nie było jakiejś wielkiej rozróby, ale też mi się podobało! :D
OBOŻE. ALE MNIE TO ZAKOŃCZENIE ROZCZAROWAŁO. ;-;
OdpowiedzUsuńi czemu takie krótkie ;-;
*idzie płakać*
OLIWA ZAWSZE SPRAWIEDLIWA! :(
OdpowiedzUsuńEj, co jest... TO JULIET MIAŁA URATOWAĆ SPRAWĘ :C Tzn., tak też jest git... No ale Juliet no :C
OdpowiedzUsuńAddie moja najwierniejsza fanko:3
Usuńspokojnie. następnym razem uratuje sytuacje!
to było smutne, że nie docenili twoich zdolności perswazyjnych :C może następnym razem! ♥
Usuń