niedziela, 29 czerwca 2014

OPOWIADANIA: Harmonia - cz. 4

Po drugiej bitwie o Hogwart niełatwo było ułożyć świat na nowo. A to dopiero dzień po... Co mogło się wydarzyć?


Głosowanie - w porównaniu do zażartej kłótni - było zdecydowanie mniej ciekawe, jednak Harry nie bez zadowolenia zauważył, że głosy układają się na korzyść Snape’a. Nie trwało długo, aż na ścianie pojawił się nowy portret z wizerunkiem posępnego Mistrza Eliksirów. Wywołało to kilka cichych westchnień zawodu, lecz ucichły natychmiast, napotykając mordercze spojrzenie Harry’ego.

 - Severusie, chłopcze! – Dumbledore natychmiast przeszedł do ram Snape’a. – Tak się cieszę, że cię widzę, pomimo twojej mniej optymistycznej reakcji.

 - Albusie, jestem teraz skazany na wieczność w tym miejscu – zawarczał. – Dobrze, że mam portret w Instytucie Eliksirów, bo w przeciwnym razie umarłbym pewnie z nudów. Mogło mnie spotkać coś gorszego?

 - Nie narzekaj tak, Severusie. – Dumbledore zaczął grzebać w kieszeniach. – Hmm… cytrynowego dropsa? – zapytał z uśmiechem świętego Mikołaja, na co Snape uśmiechnął się w taki sposób, jakby właśnie wyobraził sobie iście dantejską scenę i miał zamiar wypróbować ją na swoim rozmówcy. Po chwili chyba jednak zrezygnował z tego zamiaru i zniknął ze swoich ram, odwiedzając najprawdopodobniej Instytut Eliksirów. Dumbledore wyglądał na niepocieszonego i wsypał resztę dropsów do gardła.

Po tych wydarzeniach McGonagall wydawała się być zbita z tropu. W tle słychać było tylko obijanie się cukierków o zęby Dumbledore’a, na co obecna dyrektorka rzuciła mu mordercze spojrzenie, z którego ten nic sobie nie robił.

 - Cóż, chciałam przekazać - zwróciła się w końcu do Petunii – że pani dom przy Privet Drive 4 w Surrey jest już bezpieczny i mogą państwo tam wrócić w każdej chwili. Choć jeszcze przez najbliższy miesiąc będzie się tam kręcić dwóch aurorów na wszelki wypadek, jednak jestem osobiście przekonana, że nic złego się nie wydarzy. - Petunia skinęła głową. - Co do ciebie, Potter, to jesteś już pełnoletni, więc możesz sam zdecydować o tym, gdzie zamieszkasz. Choć chyba dla nikogo nie jest tajemnicą, że wybierzesz się do Doliny Godryka. – Harry skinął głową. Dumbledore głośno przegryzł cukierka, nadal nic sobie nie robiąc z zabójczych spojrzeń McGonagall i wzdrygnięć ciotki Petunii. – Jednak jeśli nadal myślisz o zostaniu aurorem, to nie wyobrażam sobie nie zobaczyć cię tu ponownie we wrześniu.

Chwilę jeszcze rozmawiali o warunkach, na jakich Harry zostanie ponownie przyjęty na siódmy rok, po czym McGonagall wyprosiła ich z gabinetu i kazała udać się na ucztę w Wielkiej Sali.

Gdy minęli chimerę, Harry bezwiednie objął ramieniem Dudley’a.

 - Wiesz co, Wielki De? Takiej uczty, na jakiej zaraz się znajdziemy, to ty w życiu nie widziałeś. – Harry uśmiechnął się, na co Dudley się zmieszał, myśląc, że jego kuzyn robi sobie z niego żarty. Jednak gdy weszli do Wielkiej Sali, stracił wszelkie wątpliwości i z zapałem próbował nowych potraw. 

Choć Harry, wbrew własnej logice, cieszył się z obecności Dursleyów, to nie mógł zaprzeczać, że tęskni już za własnymi przyjaciółmi. Właśnie zauważył machającą do niego Ginny, na co przeprosił towarzystwo i podniósł się od stołu. 

Lecz wtedy zatrzymał go głos ciotki Petunii.

 - Nie wiem, czy wiesz, Harry, ale Hogwart zawsze był moim marzeniem. Cieszę się, że dzięki tobie tu jestem.

To wyznanie tak zaskoczyło Harry’ego, że w efekcie nic na nie odpowiedział. Lecz siadając koło Ginny, zdał sobie sprawę, że choć wojna dotychczas przyniosła mu jedynie wiele strat, bólu i cierpienia, to w końcu poczuł harmonię z całym światem. Nawet z Dursleyami i Snape’em.

*** Koniec ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz