Po drugiej bitwie o Hogwart niełatwo było ułożyć świat na nowo. A to dopiero dzień po... Co mogło się wydarzyć?
Wejście do gabinetu dyrektora Hogwartu niejedną osobę potrafiło przyprawić o dreszcze. Gdy tylko minęło się posępną chimerę, która zdawała się miewać tylko dwa rodzaje nastrojów: złe lub bardzo złe, należało przebyć stosunkowo długą drogę schodami w górę, dziękując przy tym Merlinowi, że były ruchome, w przeciwnym bowiem razie, pewnie nie u jednego spowodowałby zadyszkę. Dopiero u kresu tej podróży stawało się przed ręcznie rzeźbionymi dębowymi drzwiami, które zdawały się doskonale pamiętać czasy wiktoriańskie. Ich uwiecznieniem była mosiężna kołatka w kształcie gryfa, jako że pokój przeznaczony na gabinet dyrektorski został wybrany w późnych latach XIX wieku przez dyrektorkę Atwood, która już przez sobie współczesnych zwana była "gryfią fanatyczką". Oczywiście, była z Gryffindoru.
Ci, którzy przeczytali "Historię Hogwartu", znali doskonale losy tego pomieszczenia i byli świadomi, jak wiele ważnych osobistości piastowało urząd dyrektora najważniejszej magicznej placówki na Wyspach Brytyjskich. Natomiast ci, którzy żyli w błogiej niewiedzy, podziwiali majestat tego pomieszczenia, nie zatruwając swojego umysłu historycznymi faktami, które odbierały temu miejscu tajemniczość i głębię.
Do tej drugiej grupy z całą pewnością należał Harry Potter, który właśnie bezceremonialnie uniósł mosiężną kołatkę i dwukrotnie zapukał do drzwi. Otworzyły się natychmiast i oczom młodzieńca ukazał się znajomy widok okrągłego pokoju wypełnionego mnóstwem delikatnych, srebrnych przyrządów, które, jak zwykle, lekko brzęczały. Za wielkim biurkiem zasiadała profesor McGonagall.
- Dobrze, że przyszedłeś wcześniej, Harry. - Jej głos był stanowczy, ale na jej twarzy były widoczne oznaki zmęczenia. Najwidoczniej nie tylko Harry miał wczoraj ciężki dzień. - Jest jeszcze wiele spraw do omówienia przed pogrzebem. I oczywiście przed oficjalnym spotkaniem świętującym zakończeniem wojny.
Harry przytaknął i usadowił się naprzeciwko niej. Szybko powodził wzrokiem po pokoju, na dłużej zatrzymując wzrok na śpiącym portrecie Dumbledore'a.
Ich rozmowa była długa; dotyczyła poczynań Harry'ego, Rona i Hermiony od września zeszłego roku do dnia wczorajszego. Harry zdążył już złożyć podobną relację Shackleboltowi jako tymczasowemu Ministrowi Magii, choć rozmowa z McGonagall była bardziej bogata w szczegóły i wyjaśniała wiele wątków toczących się w przeszłości, takich jak dzieciństwo Voldemorta czy treść przepowiedni Trelawley.
***
- Myślę, że doszliśmy do kwestii, w której twoja opinia jest tu niezbędna, Potter - powiedziała surowo profesor, po czym zacisnęła mocno usta i utkwiła w nim oczy. Harry doskonale pamiętał ten wzrok z lekcji transmutacji i bezwiednie skurczył się sobie, oczekując na pytanie. - Chodzi o profesora Snape'a. Myślę, że po ostatnich rewelacjach nikt już nie jest pewien, co sądzić na jego temat. Wnioskując z twojej relacji, Potter, profesor Snape był zaufanym człowiekiem Dumbledore'a, jednak muszę mieć stuprocentową pewność. - Harry nieznacznie odetchnął z ulgą.
- Tak, jestem absolutnie pewien. Zresztą profesor Dumbledore mógłby też to potwierdzić...
- Profesor Dumbledore z nieznanych mi przyczyn cały czas przesiaduje poza ramami swojego obrazu, a gdy już pojawi się w Hogwarcie, to nieustannie drzemie - wtrąciła McGonagall. Nawet nie próbowała maskować swojego niezadowolenia. Harry uśmiechnął się w duchu.
- W takim razie sam Snape mógł udzielić pani odpowiedzi. - Harry zawahał się. Jeszcze raz spojrzał na galerię śpiących portretów i w końcu zauważył, że obok Dumbledore'a nie ma nowego portretu. Wyraził swoje zdziwienie na głos.
- Właśnie dlatego tak usilnie staram się mieć wykrystalizowany osąd odnośnie naszego ostatniego dyrektora, Potter - zniecierpliwiła się profesor. - Obraz tworzy się automatycznie i zawisa na tej ścianie - wskazała ręką za siebie. - Dzieje się tak zawsze po śmierci ówczesnego dyrektora. Zdarzyły się tylko dwa przypadki, gdy portrety się nie pojawiły. Za pierwszym razem, gdy dyrektor odmówił przyjmowania osób o mugolskim pochodzeniu. Na szczęście zmarł dwa miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego, a jego następczyni nie okazała się równie ograniczona. Drugi przypadek dotyczył dyrektora z XVI wieku, który celowo naraził szkołę na wampirzy atak, po czym uciekł. - McGonagall znów niebezpiecznie zmrużyła oczy - Rozumiesz, o czym mówię?
- Taak, tak - wyjąkał Harry. - Jestem absolutnie pewny, co do niewinności Snape'a. - Harry odniósł dziwne wrażenie, jakby Dumbledore leciutko uśmiechnął się przez sen. - Dlaczego więc portret Snape'a się nie pojawił?
- Cieszę się, że poruszyłeś tę kwestię, Harry. - McGonagall i Harry odwrócili się w stronę głosu Dumbledore'a, który w ogóle nie sprawiał wrażenia sennego. - Bo widzisz, inni dyrektorzy uznali, że po ucieczce Severusa nie zasługuje on już na miejsce w tej imponującej galerii. - Uśmiechnął się dobrodusznie, jednak jego wypowiedź poruszyła lawinę innych głosów, chcących wypowiedzieć się w tej kwestii.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz